Ilona Andrews „Płoń dla mnie”
Moment kiedy dociera do Ciebie, że to jest ta książka- ostatnia z serii, więcej już nie będzie- to jest właśnie moment łamiący czytelnicze serce. Zwłaszcza jeśli bohaterka była tą Twoją najulubieńszą, jej facet, facetem z tych najlepszych i najtrudniejszych zarazem, a całość sprawiała Ci radochę tak przeogromną, że na samą myśl o pożegnaniu robiło Ci się wręcz słabo… Cóż, tak to właśnie z Kate Daniels było; dobrze, ale na koniec smutno straszliwie.
Kiedy, więc Fabryka ogłosiła, że wyda kolejną powieść duetu Ilony Andrews serce zabiło mi mocniej. I gdy nadszedł dzień premiery, potuptałam do księgarni, kupiłam i… Odłożyłam na półkę ze strachu, że będzie kiepsko, równocześnie mając nadzieję, że gdy przyjdzie jakiś paskudny dzień to fajna historia poprawi mi humor (ot; książkoholikowy paradoks).
I co- zapytacie. A no ciekawie, ale od początku. Nevada Baylor to licencjonowana Pani detektyw, z agencją co to ją z całą rodziną prowadzi. Są problemy z kasą, nie ma za to z genialnymi więzami familijnymi, a z bezczelnym, bajecznie bogatym mężczyzną, któremu z morderstwem, delikatnie rzecz ujmując, jest do twarzy, to już nie problemy są a PROBLEMISKA
W Płoń dla mnie świat przedstawiony oparty jest na naszym, ze zmianą jakiś czas temu, która to była wypadkową dla uwolnienia magii w ichniejszej rzeczywistości. Genialne te fantastyczne elementy, łączenie genów w celu wyhodowania jednostek idealnych; bajka! Nie mówiąc już o tych co tą magią władają i o samych sposobach nią władania; naprawdę świetne i przyjemne świeże pomysły.
Ilona Andrews piszą porywająco; wątki się uzupełniają, fabuła nie kluczy, ale zgrabnie maszeruje do przodu i ogólnie czyta się super. Dostajemy trochę walki, mocnych uderzeń, zderzeń, zagadek; ogólnie jest bardzo dobrze.
Nie jest niestety idealnie, a przyczynia się do tego element, który powinien z założenia zwyżkować powieść. O czym mowa? Niestety o związku Rogana i Nevady; jest totalnie wtórny, powtarza się tak powalająco duża ilość składników z Kate i Currana, że pomimo, że napisane są dobrze to jednak nie sprawiają, aż takiej frajdy jak powinny. No i te twardniejące sutki… Czemu? Zamiast genialnych scen seksu, troszkę przynudnawe, powtarzające się w kółko opisy w których brak „tego czegoś”.
Pomimo wszystko, to świetne urban fantasy. Wciągające, wspaniałe do odkrywania i nawet kiepsko opisany wątek romansowy tego nie spieprzy, a wiecie czemu? Bo Płoń dla mnie wciąż ma potencjał rozwinąć się w coś wybitnego.
CzaCzytać, bo czasem ten z paskudnym charakterem, okazuje się być lekiem na całe zło… 😉