Iza Grabda „Flawaris. Amortach”
Zaczynając czytanie Flawaris. Amortach miałam jakieś tam wyobrażenie o tym co w książce dziać się może, bo urban fantasy ma w mej świadomości swoich przedstawicieli, którzy w sercu mym siedzą. Iza Grabda zaskoczyła mnie jednak totalnie, tworząc historię o aniołach, demonach, wiedźmach, ale przede wszystkim o naprawdę wkurzonej babce 😀
No, ale od początku. Lilce zaginął mąż, a dokładnie to zapodział się w samolocie. W związku z brakiem wyników policyjnego śledztwa główna bohaterka rozpoczyna poszukiwania na własną rękę, a jak już je zaczyna, to nagle zmienia się całe jej życie i pojawiają się przeróżne moce, zdolności i dwie kolejne kobiety, które zostają jej towarzyszkami.
Przede wszystkim jest to powieść, której akcja pędzi do przodu, ale pędzi w ten szaleńczy sposób; niczym karabin maszynowy wyrzuca z siebie kolejne wydarzenia, nie zważając na to czy masz czy nie masz czasu na złapanie oddechu. Jest bardzo dynamicznie, bardzo szybko, bardzo dużo się dzieje. Jest mnóstwo postaci zarówno tych ważnych jak i pobocznych i w tym zalewie imion, mogłoby się wydawać, że Czytelnik się pogubi, a jednak nie zgubiłam się nawet na chwilę. Dlaczego? Cóż już od pierwszych stron widać, że Flawaris jest zaplanowana co do jednego przecinka. Kiedy na przykład zaczynała mi świtać w umyśle myśl, że coś mi się nie zgadza, Iza Grabda, jakby wyczuwając, że może się taka rozkmina pojawić, od razu tłumaczy, czemu jest tak a nie inaczej; fryzjerka nagle zyskuje umiejętności świetnego posługiwania się bronią? A gdzie tam, żadne nagle- trenowała z małżonkiem. Każdy ma tu swoje miejsce, swoje przeznaczenie i zadanie do wykonania.
Ciekawa sprawa, bo chyba pierwszy raz od wieków nie polubiłam głównej bohaterki, była dla mnie za twarda, za mocno reagowała. Ale ona taka właśnie miała być i wywołała emocje, więc ten potencjalny minus to raczej plus.
Problem miałam jedynie z przekleństwami… Bo jest tu Tośka, która rzuca bluzgami na lewo i prawo i przy niej to pasuje; to taka postać, że aż się prosi o porządne mięcho od czasu do czasu. Zważywszy na ogrom emocji, nic dziwnego, że i jej towarzyszki przeklinały co chwilę, ale jednak dla mnie było tego troszkę za dużo.
Olbrzymi plus natomiast za magię, która przybiera tutaj zarówno demoniczne jak i anielskie oblicze. Świat dobra i zła za przyczyną swych przedstawicieli przenika się i tworzy nieoczywistą atmosferę, która gęstniejąc co rozdział, każe nam się zastanowić nad jej istotą. Nie ma czarno białych postaci (no może oprócz tej jednej z bardzo paskudnym charakterem), a ich motywacja niekiedy wynika z zupełnie innych pobudek, niż moglibyśmy zakładać.
Flawaris. Amortach to pościgi, poszukiwania odpowiedzi, strzelaniny, walka, a czasem poświęcenie. To też przyjaźń, która zrodzona z potrzeby chwili rozwinąć się może w tą na całe życie.
CzaCzytać, bo z nieba do piekła, jest szokująco niedaleko…