J.K. Rowling, John Tiffany, Jack Thorne „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”
Najważniejsza sprawa na początek; TO NIE JEST POWIEŚĆ. To scenariusz sztuki teatralnej. Kompletnie nie rozumiem ludzi zszokowanych formą Przeklętego Dziecka. Już z okładki bije w nas czarny napis na złotym tle; „pierwsze wydanie scenariusza”, więc wszystko, ale to totalnie wszystko mówi i pisze, wyraźnie, co bierzemy do łapy! No to, skoro już ostrzegłam… do roboty!!
Scenariusze czyta się ciężej, nie ma tu co tego ukrywać, nie ma w nich tej magii, tych wszystkich budujących napięcie i klimat opisów, które tak bardzo lubię w powieściach. Trzeba więc zacisnąć poślady i za wszelką cenę próbować skupić się na samej historii. No bo przecież, czy nie na to czekali wszyscy fani Harry’ego? Na historię o jego dalszych losach? Na kolejne przygody? Forma nie powinna więc, grać tu żadnej roli, najważniejsze, że dostajemy możliwość poznania dojrzałego, zmagającego się ze zwykłym (przynajmniej do pewnego momentu) życiem bohatera, z którym wielu z nas dorastało.
Spotykamy Pottera dokładnie w momencie, w którym się z nim rozstaliśmy tj. na stacji King’s Cross, gdy żegna swoje dzieciaki przed ich podróżą do Hogwartu. Albus Severus Potter, najmłodszy z jego potomków, rozpoczyna pierwszy rok w Hogwarcie… i nic nie jest takie jak być powinno. Bo Albus zaprzyjaźnia się z synem Dracona Malfoya; Scorpiusem. Bo nie jest popularny, nie gra w quidditch’a i nie dogaduje się ze swoim ojcem. Bo jest wkurzający, zakompleksiony i koszmarnie samotny. Bo czuje się niezrozumiany i… postanawia pomóc komuś, kto tej pomocy, wcale a wcale nie potrzebuje i to z powodów, które wcale a wcale nie są, tak wzniosłe i dobre jak te, które powinny kierować głównym bohaterem. Bo to właśnie Albus jest główną postacią tej historii; Albus, jego przyjaźń ze Scorpiusem i niechęć do ojca…
Nie chce pisać co się wydarzyło, skąd wzięły się problemy, czy też kto jest tytułowym Przeklętym Dzieckiem. Napisanie czym zajmują się Ron i Hermiona też zepsuło by Wam zabawę… więc może powiem tylko tyle; sama w sobie historia jest naprawdę niezła, z delikatnie wyczuwalną, zawoalowaną, homoseksualną nutą (która nie jest do końca potrzebna) i wciąga. Poznajemy różne rzeczywistości, cofamy się w czasie, zmieniamy losy, tak dobrze nam znanych bohaterów… Gdyby była to powieść, myślę, że Rowling zrobiłaby z niej prawdziwą perełkę.
Trzeba przedrzeć się przez tę scenariuszową formę i wyłuskać z tego wszystko co najlepsze.
Czyta się ekspresowo. Bohaterowie są bardzo ludzcy i pełni wad, ale to jest chyba ta siła tej autorki, że potrafi ze zwykłego chłopca zrobić bohatera, z „oczywistych oczywistości” siłę i moc…
Czy warto po nią sięgnąć? Tak, jeśli przeczytałeś wszystkie poprzednie części.
Czy łatwo się ją czyta? Kiedy już się przyzwyczaisz do formy, jak najbardziej tak. Szczerze mówiąc, w pewnym momencie, już masz gdzieś, jak to jest napisane, po prostu pędzisz przed siebie, żeby jak najszybciej poznać zakończenie.
Czy ma klimat Pottera? Tak, choć czasem pozostali autorzy są trochę bardziej wyczuwalni i wtedy, pojawia się taka mała, delikatna myśl, że to nie to…, ale potem, już znów wbijamy się w „Rowlingowy” świat i idziemy dalej.
Czy… ? No właśnie, możemy tak w nieskończoność. Ale prawda jest taka, że bez względu na to ile pytań zadam, ile głosów niezadowolenia bym usłyszała, to i tak wiem, że każdy z Was, kto przeczytał wszystkie wcześniejsze tomy, dokładnie tak samo jak ja, będzie pędził do księgarni po swój egzemplarz. I może czasem, podczas czytania, pojawią się chwilę zwątpienia, ale jednak, zawsze, ale to zawsze będzie to ten Harry Potter!! Więc, tak naprawdę, bez względu na to jak słabe by to było, jaką formę by przyjęło, to i tak będziemy zachwyceni
Bo Potteromaniakiem po prostu się jest, choćby nie wiem co
Zapraszam więc na musy świstusy, przegryzane czekoladowymi żabami i popijane kremowym piwem i… do Czytania!!!