Jacek Komuda „Samozwaniec. Moskiewska Ladacznica”
Bo to było tak, że w dawnych czasach, po śmierci władcy, następowały mniejsze lub większe komplikacje. Zdarzały się kłótnie, pozycja nowego panującego, zazwyczaj, zbyt silna nie była i choć często rozchodziło się to wszystko po kościach (czytaj: szybko po niewygodnych „trupach”), to jednak zdarzały się wyjątki… i wszystko trwało troszkę dłużej…
Zacznijmy, więc, opowieść od niejakiego Dymitra Samozwańca (rzekomo syna Cara Iwana IV Groźnego), któremu Carstwo Rosyjskie udało się zdobyć, ale nie dane mu było cieszyć się nim zbyt długo, bo, tak w skrócie, to został zabity a jego ciało wystrzelono z armaty. Ale, ale! Jakiś czas później pojawił się „kolejny”… Dymitr. Tak, podobno cudem ocalał i uniknął śmierci… Tu pragnę przypomnieć wizję ciała (a konkretnie prochów), martwych podkreślam, w armacie!
No, ale wracając do historii, to na tronie zasiadł już, przecież nowy car- Wasyl IV Szujski i teraz Dymitr będzie musiał sobie z nim jakoś poradzić…
Bohaterowie ciekawie napisani. Armia i poplecznicy Dymitra (między innymi słynny dowódca lisowczyków Aleksander Lisowski czy też Roman Różyński, hetman wojska Dymitra) muszą borykać się z wieloma problemami, jak choćby brakiem żołdu dla żołnierzy, ale mimo to, jakoś wszystko, cały czas, idzie naprzód.
Autor stara się pokazać nie tylko najbliższe otoczenie cara, ale i inne, ważne i mniej ważne osobistości z ówczesnej Rosji, takie jak choćby Dymitr Szujski, brat cara Wasyla Szujskiego i naczelny wojewoda carski.
Pamiętajmy, że Komuda tworzy opowieść w oparciu o fakty, dzięki czemu Czytelnik może troszkę się z historią oswoić a i sama fabuła jest interesująca i pełna akcji. Bardzo podobały mi się zabiegi dyplomatyczne, które Autor, opisał po mistrzowsku; pokazał, że na wojnie liczy się nie tylko duża armia, ale i pertraktacje, układy czy morale.
Opisy w porządku, rozbudowują świat przedstawiony i nie nudzą. Rozdziałów jest niewiele, ale są naprawdę obszerne i każdy porusza wiele wątków. Książka się nie rozwleka, czyta się ją szybko a sceny walki; świetnie oddane i mocno podsycające klimat epoki.
Dialogi są napisane językiem z „tamtych czasów”, co z jednej strony pozwala na jeszcze głębsze wejście w przekazywaną historię, lecz z drugiej, może, niestety męczyć i irytować niektórych Czytelników. Na początku nie jest łatwo się przyzwyczaić, ale im dalej, tym lepiej. Dodatkowo na końcu powieści, umieszczone zostały wyjaśnienia wszystkich, trudniejszych zwrotów i wyrażeń. Każda z takich „cięższych językowo” kwestii jest przypisana do rozdziału, więc szukanie naprawdę nie sprawia trudności.
Plusem są również, ciekawe ilustracje, które bardzo fajnie podkręcają nastrój i sprawiają, że powieść jest jeszcze przyjemniejsza w odbiorze.
Przeczytajcie Moskiewską Ladacznicę, szczególnie, jeśli historia Wam w duszy gra. A dla osób zainteresowanych Dymitriadami, to już w ogóle pozycja obowiązkowa! Polecam!!!