Jaga Moder „Sądny dzień”
Da da, dadadaaaaada, dadadaaaaaaaaada dada dam!
Jako, że to słowo pisane i chyba najdziwaczniejszy pomysł na rozpoczęcie recenzji to pędzę z info, że powyższe „da” to główny motyw muzyczny Gwiezdnych Wojen. A skąd on tutaj? A no to jest bardzo ciekawa kwestia, bo widzicie im dłużej czytałam Sądny Dzień, tym mocniej ta melodia wchodziła mi do głowy i z każdą stroną była lepiej słyszalna…
Czemu akurat ten kawałek? Ha! To moja melodia zwycięstwa, a wreszcie, nareszcie mnie odblokowało! Jakby Sądny Dzień wyciągnął mnie z czytelniczego doła w którym ostatnimi czasy tkwiłam; nie mogłam się zebrać, pozbierać myśli, czerpać z literatury tego co sprawiało mi do tej pory tyle radochy i wtedy, nagle pojawiła się ona- Blanka. Bohaterka, której potrzebowałam. O jej sile stanowi tej siły brak. Bo jakże to ożywcze, kiedy postać pochodząca z naszego podwórka w momencie gdy okazuje się, że rzeczywistość wcale nie jest taka jak się nam mówi i jeszcze na dodatek przenikają do niej postacie z dawnych bajań; to ona nie wchodzi w to wszystko jak w masło, tylko odczuwa lęk, nie dowierza, bywa zagubiona, płacze, nie przyjmuje wszystkiego za pewnik. Reaguje tak jak zareagował by prawdziwy człowiek. Musi podjąć walkę dla brata, ale nie jest w tej walce superbohaterką, tylko dziewczyną chcącą uratować to co dla niej ważne i podoba mi się to bardzo.
Fabuła to przyjemny schemat, czyli startujemy z momentem zwrotnym i potem, do osiągnięcia upragnionego celu, wykonywane są kolejne powiązane z nim misje. Wątkowa kula przyjemnie się toczy i oblepia w przeróżne wydarzenia, by na końcu podarować nam spodziewany finał i niespodziewany zalążek kolejnych tomów.
Sądny Dzień opiera się na fakcie, że do naszego świata wniknęły klechdy; bajania, istoty magiczne i prastare znane nam z dawnych opowieści. Jest ich tu całe mrowie, a dopracowane są do granic możliwości. Uwielbiam na przykład całą diabelską otoczkę; miejsca ich bytowania, charaktery, wygląd. Świetny jest cały koncept ich „dostosowywania” się do ludzkiego świata. Nie będę ukrywać chce więcej; grzebanie w ludowych podaniach, miejscach, uczenie się ich znaczeń; kręci mnie to okrutnie i nie mogę się doczekać tego co będzie dalej.
Duchowa impreza to takie cacko, że aż się zapowietrzyłam, a jej finał widzi mi się jak wisienka na torcie.
Teraz Sambor, bo o nim też trzeba wspomnieć. Och o jej. To ten powalający typ faceta o mrocznym spojrzeniu, który ma syndrom cebuli; czyli odkrywamy go warstwa po warstwie i z każdą kolejną robi się coraz ciekawiej i bardziej… Zachęcająco
Są momenty smutne, bywa zabawnie, czasem przerażająco. Moder dobrze buduje napięcie, choć sam początek wydawał mi się lekko przyciężki, trochę za szybko i za dużo, ale to wrażenie migusiem minęło i potem była już jedynie chęć odkrywania.
A! no i muszę, bo się uduszę, napisać coś o okładce- to jest małe arcydzieło. Jest totalnie piękna i w pełni i całkowicie oddaje klimat książki.
W wypełnionym fantastyką świecie potrzeba ludzkiego, zagubionego pierwiastka. Elementu normalności i taka jest Blanka. Autorka genialnie to wyważyła, więc…
Da da, dadadadaaaaaaaaaaada, da da da daaaaaaaaaaa da, dadadadaaaaaaaaaaaaaaaa
CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo czy misja ratunkowa nie zmieni Twojego przeznaczenia…