James Luceno „Tarkin”
James Luceno to autor, znany fanom Star Wars, dzięki książkom, które należą już do Legend. Jego powieści, takie jak „Maska kłamstw”, „Czarny Lord” czy rewelacyjny „Darth Plagueis” zostały pozytywnie odebrane przez czytelników. Jako fan ciemnej strony mocy, z dużym entuzjazmem podszedłem, więc, do jego nowej książki pt. „Tarkin”, która jest pierwszą, należącą do nowego kanonu.
Historia przedstawia ważną postać w sadze Star Wars; pierwszego, Wielkiego Moffa imperium, prawą rękę Imperatora i żelazną pięść Imperium. Jest naszpikowana wspomnieniami Tarkina, kilkoma wydarzeniami ze Starej Republiki i czuć w niej, to świetne pióro Luceno, które tak cenię.
Fabuła ma swój początek na Placówce, nad którą pieczę sprawuje Tarkin, który zostaje wezwany przez Imperatora, żeby zbadać spreparowaną holo-trasmisję. Gdy dochodzi do porwania jego korwety (Cierń), okazuje się, że sprawa jest o wiele poważniejsza niż myślano… Rozpoczyna się pościg, pod przywództwem Wilhuffa, do którego przyłącza się nikt inny jak sam Darth Vader (!!).
Główny wątek przeplatany jest retrospekcjami, które niezwykle go urozmaicają, przedstawiając i przybliżając nam młodego Wilhuffa Tarkina; schludnego chłopca, wywodzącego się z bogatej rodziny. Przesadnego marzyciela, pragnącego dokonać czegoś wielkiego (brzmi znajomo?)…
Niedługo po jedenastych urodzinach, nasz główny bohater, zostaje wyrwany z domowych pieleszy, słysząc od rodziców; „oni przyszli po Ciebie”. Wie jedynie, że miejsce do którego wyjedzie, nauczy go czym jest przetrwanie. Wydarzenia z płaskowyżu, zwanego Żerowiskiem, takie jak picie krwi, jedzenie świeżej surowej, własnoręcznie wyrwanej, ociekającej krwią wątroby, ukształtowały Tarkina (i chyba nie ma się tu co dziwić :)).
W dalszej części książki poznajemy go, już, jako oddanego, surowego żołnierza, który pnie się po szczeblach Imperium, umacniając swój autorytet…
Wilhuff Tarkin pojawił się na ekranie tylko w jednym filmie, ale to wystarczyło, by mnie zaciekawić… Chciałem dowiedzieć się więcej o tym pierwszym dowódcy Gwiazdy Śmierci. Jego los, jak i planety Alderaan był mi znany, ale chciałem wiedzieć co ukształtowało taką postać. Dzięki Luceno, miałem taką szansę.
Powieść skrywa niezmierzona ilość ciekawostek na temat Wielkiego Moffa (mundur czy choćby nazwa statku „Cierń”), co sprawia, że każdy fan Star Warsów, po prostu nie będzie w stanie przejść obok niej obojętnie. Dodatkowo, prosta budowa (wydarzenia śledzimy na zmianę z perspektywy grupy poszukiwawczej lub uciekinierów, a cała „gonitwa” jest przeplatana wydarzeniami z młodości Tarkina), świetne, szybkie tempo fabuły i genialna końcówka no i… Darth Vader, to powody, dla których książkę warto przeczytać… A jeśli Twoją ścieżką jest Ciemna Strona Mocy, to, po prostu, jest to pozycja obowiązkowa.
Jest tylko jeden, mały problem… bo choć wszystko jest tu na swoim miejscu, to jednak, czegoś w niej brakuje. Tego efektu WOW, BUMu, który wciskał by mnie w fotel i co chwilę zaskakiwał. Bo Luceno stworzył dobrą powieść, niczym świetny rzemieślnik, ale zabrakło iskry, która by wyniosła tę historię ponad przeciętność.
Pozostaje więc zadać pytanie… czy to wystarczy? Moim zdaniem tak, bo zawiera kolejne elementy układanki, kolejny etap historii, który jest niezbędny do stworzenia jednej, spójnej całości. Myślę, też, że autor dopiero się rozkręca w nowym (starym) temacie i jeszcze, nie raz, nas zaskoczy
A więc, CzaCzytać i… niech moc będzie w Wami!!