Joseph Delaney „Koszmar stracharza”
WOJNA!!! Trzeba uciekać!!! Tylko, że trzeba minąć wyspę…
Tom, Gregory i Alice wracają do Chipenden, ale tam okazuje się, że nadeszła wojna. Dom stracharza został doszczętnie spalony. Z biblioteki, w której od stuleci stracharze spisywali metody walki z mrokiem nie został nawet ślad. Nasi bohaterowie są zmuszeni uciekać. Lądują na wyspie Mona rządzoną przez szalonego szamana. Na dodatek trafia tam również też Koścista Lizzie, która chce przejąć władzę i zabić mistrza Toma (czego jak zawsze należy się po niej spodziewać).
Ta książka nie zapadła mi w pamięci. Nie wiem do końca czemu. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu; a więc styl dalej jest prosty i ciekawy, fabuła świetna. Akcja szybka i jak zawsze łatwa do czytania. Podobał mi się też początek, pełen niedowierzania, że dom Stracharza spłonął i przepełniony rozpaczą spowodowaną stratą biblioteki.
Tak naprawdę to nasi bohaterowie popłynęli na wyspę i zaczęli walczyć z Lizzie i właściwie to tyle. Może brakowało mi właśnie tego, że w tej książce było mało „głównej” fabuły i że była ona zbyt mało rozbudowana? Rozumiem, że autor chciał dokończyć pewne wątki, ale mógł nieco bardziej rozwinąć motyw ze Złym.
Przedstawienie relacji między bohaterami nie było złe. Alice coraz bardziej lubi się z Tomem, natomiast Stracharz, w dalszym ciągu, twardo potępia używanie mroku.
Coraz bardziej nie pasuje mi oznaczenie wiekowe 10+. Jest stanowczo za niskie.
Kończąc, czegoś zabrakło. Niemniej jednak uważam, że jest to powieść warta uwagi i przeczytania, szczególnie dla fana serii. Chcesz, czy nie- CzaCzytać!!!