Maggie Stiefvater „Wezwij Sokoła”
Dopadłam opinię, że Wezwij Sokoła, bez znajomości wcześniej serii Autorki, to czytanie z tych co to się człowiek umęczy jak potępieniec, bo nic a nic nie zrozumie. Się więc książka odleżała na mojej półce i traktowałam ją jak zło konieczne. Nie pozostaje mi nic innego, jak uderzyć się w pierś i przyznać, że zawaliłam, bo kiedy, w końcu, zabrałam się za odkrywanie historii Śniących, to od razu wiedziałam, że to powieść dla mnie; ciężka atmosfera, połączona z ulotnym, takim eterycznym wyobrażeniem o magii jest obłędnie dziwna i cudowna, czyli dokładnie taka jak lubię
Wątki są przeróżne i zapętlone, bo fabuła kręci się głównie wokół zbioru trzech grup postaci; czyli Braci Lynch, którzy stanowią trzon całej opowieści, panny Henessy, która nijak nie jest do zakwalifikowania jako dobra, lub zła i w końcu Farooq- Lane i jej zespołu ścigających. Brak oczywistych, czy utartych schematów sprawia, że odkrywamy Wezwij Sokoła jak coś totalnie innego i świeżego. Panuje tu klimat tajemnicy, pościgu i… śmierci. Poświęcenie miesza się z walką o przetrwanie, a zbliżający się koniec świata napędza zarówno akcję jak i chęć poznania tego końca przyczyny.
To pierwsza część serii i to się czuje, dopiero poznajemy poszczególnych bohaterów jak i prawa rządzące tą rzeczywistością (przynajmniej w przypadku tych co to osławionego Króla Kruków nie czytali; patrz ja 😉 ); mnie jej wizja spodobała się bardzo i szczerze mówiąc przeczytałam książkę w tempie ekspresowym, a po jej skończeniu, od razu obudziła się potrzeba poznania ciągu dalszego.
Muszę zwrócić uwagę na fakt, że to nie jest opowieść dla każdego, bo jest dość, cóż- z braku lepszego określenia niech pojawi się to stwierdzenie- pokręcona. Przeskakujemy z osoby na osobę, widzimy problemy jednych, by zaraz poznać kogoś zupełnie innego, bądź znaleźć się w nowym miejscu. Ja rozumiem, że tego typu zabiegi mogą drażnić, jednak mnie one ujmują. Im bardziej zapętlona i zagadkowa jest fabuła, tym bardziej chce ją zrozumieć i wchłonąć Tak tu właśnie miałam; gdy realny świat mieszał się ze snami, łowcy byli niebezpiecznie blisko ściganych i jeszcze towarzyszył temu ulotny zapach piękna pomieszany z brzydotą to bezwzględnie musiał się w tym wszystkim pojawić chaos i był ten chaos, jak nic, czymś dobrym.
Stiefvater łączy bajkę z makabrą, miłość z brakiem zrozumienia i ubiera to w słowa, które do mnie przemawiają. Obdarowuje nas wizją miejsc niezwykłych, po czym wrzuca w pościg i kończy to brutalną śmiercią. Pozbywa się ozdobników, tam gdzie towarzyszyć ma nam ból i wplata lekkość w momenty, w których pozwala nam na złapanie oddechu.
Ach no i jeszcze świat przedstawiony w którym miasta i miasteczka ustępują miejsca magicznym lasom, czy Targowisku na którym kupić można nawet przepowiednie.
Wyobraźcie sobie możliwość zmaterializowania swoich najpiękniejszych snów… A potem zróbcie to samo z koszmarem…
Czekamy na kolejny tom, z niecierpliwością!
CzaCzytać! CzaŚnić!