Maja Lidia Kossakowska „Takeshi Cień Śmierci”, „Taniec Tygrysa”
Trafiamy czasem na takie książki gdzie nigdy nie wiadomo czy postać, której poświęcono cały rozdział i pojawiła się zapowiadając zupełnie nowy wątek zostanie z nami na dłużej, czy totalnie niespodziewanie zginie pozostawiając Czytelnika w stanie ciężkiego szoku i niedowierzania.
Świat który stworzyła Autorka jest przedziwny i ma w sobie wszystko co w dobrej powieści być musi, plus jeszcze trochę więcej; a, więc Ronini, voodoo, honor, zaufanie, przyjaźń, miłość, złoi oczywiście wynurzająca się z dziwnych miejsc biomasa…
Czujesz tę kulturę wschodu przez całą powieść i choć, może na początku wymaga ona od Ciebie trochę poświecenia i uwagi, bo nie jest jedną z tych łatwych i przyjemnych, to potem, nagle daje takiego kopa, że nie wysiadasz na właściwym przystanku, bo musisz wiedzieć co się wydarzyło.
Takeshi Cień Śmierci i Taniec Tygrysa są jak te niezwykłe i przedziwne, dla nas Europejczyków, japońskie filmy, gdzie każdy ruch miecza śpiewa swoją historię, każda pozycja walczącego to odrębna opowieść, a czas zwalnia przy opadającym płatku kwiatu wiśni.
Kossakowska jest tu trochę jak RR Martin – nigdy nie wiesz kto przeżyje
CzaCzytać, bo to jedna z tych historii, które po prostu trzeba poznać.