Marcin Bartosz Łukasiewicz „Moja Martwa Dziewczyna”
Miałam taką wizję tej książki, że będzie uroczo, młodzieżowo, z kawałkami ciał po drodze i może od czasu do czasu jakąś rozterką związaną z kwestią bycia nieżywym… A tu na pierwszych stronach pacnął mnie seks i to taki w wydaniu hardcore’owym, klepnęło morderstwo, a potem się ta mieszanka przeobraziła w kryminał o lekkim zabarwieniu erotyczno- fantastycznym.
Historia z pozoru zwyczajna, czyli Piotr spotyka się z Jutką, ale tak akurat wyszło, że Jutka to Zombie. Jutka ma też dziewczynę co to jest północnicą, co jak nic oznacza, że od pewnego czasu pozostaje w stanie nieżywym i duchowym. Ten dość niecodzienny trójkąt dopiero zaczyna się docierać, kiedy na cmentarzu dokonuje się mord z tych rytualnych i tak zaczyna się cała zabawa…
Akcja ma miejsce na przełomie trzech, czy czterech dni i jest fajnie wyważona; sporo się dzieje bo oprócz pierwszego morderstwa, mają też miejsce inne krwawe zdarzenia w tym rąk spożywanie i bitwa sporych rozmiarów. Kryminalnie Moja Martwa Dziewczyna poprowadzi się zgrabnie z kilkoma zwrotami akcji i zakończeniem na które trochę się zanosiło, ale jednak zaskoczyło.
Jeżeli chodzi o romans, opiera się on na urokliwym zauroczeniu. Nie ma co się oszukiwać, Piotrek to urocza ciapa, co to mówi sporo o miłości i jest jednym z tych porządnych, którzy to jednak w obronie swoich potrafią pokazać pazur, delikatny, ale jednak. Stworzonych przez Autora bohaterów świetnie się czyta, bo mają zasady, starają się za nimi podążać i nawet kiedy wydaje się że robią coś nie do końca zgodnego z moralnym kodeksem, to jednak wychodzi na to, że robią to co zrobiłby, lub pomyślał każdy z nas.
Sporo się też dzieje łóżkowo i sam seks jest opisany jak trzeba, czyli bez infantylnych zmiękczeń, za to z trochę ostrzejszą nutą i wykorzystaniem wszystkiego co język polski ma w tej kwestii do zaoferowania. Jeśli za bardzo nie zagłębimy się w fakt, że Piotr intensywnie manewruje jednym, bądź innym organem w ciele jakby na to nie patrzeć martwym, to w kwestiach współżycia do zarzucenia nie mam nic.
Jest jakieś porozumienie między martwymi, a żywymi i szkoda, że nie możemy wleźć w nie głębiej, bo mogłoby to być ciekawe.
Wszystkie postacie fantastyczne jak i sam cmentarny klimat to majstersztyk, więc kosztujcie na całego.
Dodatkowo są jeszcze dwie istoty z ławeczki i są niesamowici. Wydawało by się, że mają tworzyć jedynie element humorystyczny, ale im bliżej rozwiązania tym bardziej złożonymi postaciami się stają.
Bo widzicie Łukasiewicz stworzył historię niby prostą, ale jednak obnażającą brzydotę ludzkiej duszy.
Ciekawym przeżyciem było to czytanie i zastanawiam się teraz tylko czy jeszcze kiedyś spotkam się z Jutką, bo czuję, że ma jeszcze sporo do pokazania…
CzaCzytać, bo Buka groźniejsza jest niż jeden nieumarły…