Marcin Sergiusz Przybyłek „Gamedec. Obrazki z Imperium” część 2
Obrazki z Imperium stały się kompletne; skończyłam część drugą i jakoś tak, cholera… smutno mi na myśl, że przez jakąś chwilę nie zaczytam się w Torkilu… bo jest w tym facecie coś, wręcz… boskiego 😀
Wojna a potem oswajanie z nową sytuacją. To, tak w skrócie, o tym co dzieje się w książce. W skrócie, bo pisząc o tej wojnie chce się używać słów o co najmniej gigantycznych rozmiarach; monumentalna, porażająca, to te wyrażenia, które pasują mi tu najlepiej. Sceny batalistyczne zapierają dech, ukazując zarówno starcia wielu armii jak i bohaterstwo jednostki. Smoki, pojazdy, zbroje, broń, wszystko to jest rozbudowane i równocześnie niesamowicie plastyczne.
Czasem trudno nadążyć za tą ilością obrazów, które spadają na czytelnika w każdym rozdziale. Z jednej strony to problem, bo czytanie wymaga dodatkowego skupienia, z drugiej jednak, im większą ilością informacji jest się bombardowanym, tym lepiej czuje się klimat walki, która przecież jest równie nieprzewidywalna i szybka.
Postacie? Świetnie napisane, niepowtarzalne, z własnym poczuciem humoru, charakterem, ciałem i tym czymś co sprawia, że choćby nie wiem jak ciężkie do wymówienia było jego/jej imię, czy też rodzaj (a w tej serii różnego rodzaju bytów Ci dostatek:)) to nie pomylisz go/jej z nikim innym i nawet przez chwilę nie będziesz zastanawiał się nad podobieństwami… podobieństwami do tworów z innych powieści oczywiście, bo w Gamedecu fakt, że jedna osoba występuje w kilku wydaniach (jest go np. „trzy lub cztery”) to akurat normalka:) Ach no i są jeszcze bliźniaczki, ale to już zupełnie inna historia…
Ci negatywni… cóż, jest ich wielu, pojawiają się z różnych stron, czasem zupełnie niespodziewanie i zazwyczaj są po prostu niezwykli. Ale poza tymi wielkimi armiami, postaciami, tak trudnymi do pojmowania, są też z pozoru najsłabsi, czyli zwykli ludzie, którzy w tej wojnie i w tym świecie mogą namieszać najmocniej.
U MS Przybyłka, najbardziej lubię, te wszystkie „rozkminy”, to drugie dno o którym pisze, przy recenzji każdej z jego książek. Te rozważania o bycie, bogu, technologii… jest w tym jakaś ciekawość, która zmusza do myślenia. To lekko uchwytne coś, co każe na chwile podnieść wzrok znad otwartej powieści i zastanowić się nad tym, co się właśnie przeczytało. Te smaczki, zdania, które, będąc składową dłuższej opowieści, aż proszą się, żeby z dobrą grafiką, zawisnąć na głównej jakiegoś Facebookowego profilu i zdobyć milion lajków. Mnie np. niezwykle spodobała się wypowiedź pewnej maszyny, używającej trybu przypuszczającego jak i poglądy smoka o „mądrych”, „głupich” i nieprawidłowym postrzeganiu. Jest też cała masa rozważań o percepcji rzeczywistości i są one tak fajnie napisane, że nawet taki totalny „amatematyczno-fizyczny” osobnik jak ja sprawdził czym są kwarki
W całym tym zamieszaniu, autor znajduje też czas na trochę miłości i relacji. Daje nam możliwość bliższego poznania ludzi (istot) o których czytamy, zaglądnięcia w ich przeszłość, zmierzenia się z lękami czy też tym co ich ukształtowało i sprawiło, że są teraz tym (czym) kim są.
Ach! No i jest jeszcze Gamedeckie zlecenie… dotykające pewnej rodzinnej tragedii i przypominające Czytelnikowi, jak rozpoczęła się cała przygoda z Torkilem.
Wszystkie wyrażenia czy niezrozumiałe terminy wyjaśni Wam obszerny słowniczek znajdujący się na końcu książki, ja oczywiście nawet nie wiedziałabym o jego istnieniu, ale pewna dobra dusza zwróciła mi na niego uwagę, za co dziękuje serdecznie! Słowniczek jest bardzo szczegółowy i przyda się zwłaszcza tym, którzy nie znają poprzednich części sagi.
W Obrazkach, śmierć nie oznacza końca. W maleńkim talizmanie zamknięty być może cały świat a anioły i demony odzwierciedlają nasze ja… Czy muszę pisać coś więcej?
No może jedynie, że CzaCzytać! Koniecznie!