Marta Kisiel „Siła Niższa”
Siła Niższa to takie „cóś” co daje po tyłku w sposób najgorszy z najgorszych; wykańcza codziennością. Zawala nas przyziemnymi problemami, zmusza do ciągłej walki o utrzymanie się na powierzchni a jak na chwilę odpuści, to później wraca z takim cholerstwem, że trudno się pozbierać…
Konrad Romańczuk opuścił to co zostało z Lichotki i przeprowadził się do miasta, razem ze swoją, wesołą hałastrą i nagle, dopadło, tę całą drużynę, życie. Rachunki, problemy z kasą i jakieś takie nieskończone nieszczęście spowodowane brakiem życiowego celu… A potem ? Potem to już było tylko gorzej… żeby mogło być lepiej !
Pomimo, że brzmi to jak wstęp do opisu najsmutniejszej książki świata, to tak naprawdę jest to jedna z najbardziej pogodnych, wypełnionych „tym co należy w życiu robić, toby inni i ty sam byli szczęśliwi” i miłością opowieści.
Dożywociem, byłam zachwycona, Siła Niższa, natomiast, doprowadziła mnie niemalże do stanów totalnie eksatycznych. Śmiałam się wszędzie; w sklepie, w łóżku, w moim ukochanym tramwaju (dla mnie tramwaj to jak dla Konrada Tesco, więc sami rozumiecie…), przy rodzicach, samotnie czy w pracy, kiedy śmiać się nie należy Humor, po prostu, powala i w przypadku każdego z bohaterów jest inny; uroczy, złośliwy, ostry, czy przepełniony jakąś taką naiwnością, której nie da się nie lubić.
Co do fabuły, hmmm… to opowieść o rodzinie, która się powiększa; o wyczekiwane nówki sztuki, ale także o tych, których, bardzo nie chcieliśmy w pobliżu a spadli nam jak … z nieba. Dużo się dzieje, bo i postacie generują przeróżne fantastyczne zdarzenia. Szukając sensu i swojego miejsca, w nowej lokacji, wyprawiają rzeczy niezwykłe i te całkiem normalne, więc zwrotów akcji nie brakuje. Idzie to wszystko do przodu szybko i płynnie. Przyczyna, skutek; każde zdarzenie jest logiczne i wynika z konkretnych zachowań, lub sytuacji (o ile można mówić o logice w domu w którym gotuje nie myjący macek Krakers!).
Dialogi są genialne. Dostosowane do sposobu mówienia i charakteru każdej postaci. Smucą czasem swoją taką normalnością a czasem doprowadzają do salw śmiechu. Naprawdę, naprawdę fantastycznie to wszystko jest poukładane.
W przypadku bohaterów, to mamy tu całe spektrum. Poczynając od zwykłych ludzi a kończąc na aniołach (tak! Jest ich więcej!). Każdy ma swój sposób na istnienie, każdy szuka czegoś innego, ale tak suma summarum wszyscy dążą do jednego; do bardzo szeroko pojętego szczęścia. Potwory, zjawy, króliki płci obojga, cosplayerzy, no zbudowani od samych podstaw i dopieszczeni przez Autorkę do granic możliwości.
Wiecie, to jest niesamowita książka, ale właściwe dwie książki bo razem z Dożywociem tworzą jedną, zwartą całość. Pozwalają na chwilę się zatrzymać, spojrzeć na te trawiące nas problemy z trochę innej perspektywy i może nabrać do nich lekkiego dystansu. Cała historia, pomimo swych fantastycznych elementów, jest bardzo zwyczajna. Ale tak dobrze zwyczajna. Bo to taki obraz nas wszystkich.
Jestem przekonana, że każdy znajdzie w Sile Niższej coś z siebie. Że nie tylko znajdzie czas na docenienie, bezsprzecznego talentu Autorki do tworzenia dobrze zbudowanych opowieści, ale też pozwoli sobie na pomyślenie o tym jakie to nasze życie jest i co powinno być w nim ważne.
Polecam Wam bardzo, bardzo mocno! Bo to świetna książka i może, Was też, tak jak mnie, zachęci do zakupienia komuś bamboszków… ot tak, bo …”w bamboszach nie sposób być niemiłym”.
CzaCzytać !