Martin Stewart „Skrzynia ofiarna”
Z przyjaźnią to jest różnie… Pojawia się na miliony sposobów (niespodziewanie, nagle, w wczesnych latach, w późnych latach, w szkole, na uczelni, w rodzinie, na wakacjach), a losy jej różnie się plotą- bo i potrafi trwać całe życie, ale też jest taka tylko na chwilę, lub przebywa, gdzieś tam w ukryciu, pozostając niewidoczną…
Sep, Arkle, Mack, Lamb i Hadley to taka grupa przyjaciół wakacyjnych, sezonowych mogłoby się zdawać, ale… Tak, no właśnie- „mogłoby”- bo pojawiła się Skrzynia Ofiarna, która winna być podsumowaniem całego przyjaźni cyklu, a zamiast tego, po latach, nagle, wywołuje strach i narzuca swoje zasady, których pod żadnym pozorem łamać nie wolno, a które jednak zostały złamane.
Jest strasznie. Opisy przerażających wydarzeń dają mocne pole wyobraźni i się, słuchajcie, dzieje i to dzieje się czasem okropnie; krew się leję, zęby bolą, włosy zacinają, a z pozoru milusie przytulanki, czy puchate stworzonka zmieniają się w śmiertelnych wrogów. Thriller i groza to określania idealnie do klimatu Skrzyni Ofiarnej pasujące, bo niby to literatura młodzieżowa, a jednak zawiera elementy tak paskudne i przepełnione taką trwogą, że dorosły czytający, będzie mieć z nich sporą frajdę, jeśli oczywiście takie klimaty mu odpowiadają (mnie np. odpowiadają, aż za bardzo ).
Bohaterowie fajni i obrazujący swoisty przekrój przez młodociane środowisko; są więc i ci uczący się, są sportowcy rządzący szkołą, nerdy, ci postrzeleni i wydający się być całkowicie normalni; każdy z dobrze zarysowaną rodzinną historią, obowiązkami i małomiasteczkowym życiem (które jednych z nich przytłacza, a dla drugich jest przyszłością…).
Akcja dynamiczna; ciągłe jej zwroty podkręcają nieustająco tempo, a dodatkowo, Martin Stewart należy do tych Autorów lubujących się w zaskakiwaniu Czytelnika przeróżnymi formami wykańczania postaci, więc nigdy nie wiadomo na kogo trafi i, czy trafi na niego ostatecznie.
Co jest siłą tej książki? Prosty, młodzieżowy język, czy sama opowieść jest jak najbardziej ok, więc czytanie, po prostu, sprawia frajdę (wiecie, z tych „o matko, co to się zaraz wydarzy”), ale najważniejsze jest jednak jej przesłanie, które oczywiście, każdy z nas może odczytać po swojemu, ale w którym ja upatruje tej przestrogi, która równocześnie jest zachętą by nie zapominać o ludziach, którzy gdzieś tam podczas naszego życia nam towarzyszą i są jego częścią, bo możemy wiele stracić, gubiąc gdzieś po drodze te relacje i całkiem sporo przeoczyć, nie zauważając tego jak wiele możemy dzięki kontaktowi z drugim człowiekiem zyskać…
Polecam, bo to historia z hardcorowym dreszczykiem, o dzieciakach, których walka o przetrwanie, była równocześnie walką o to co w życiu najważniejsze…
CzaCzytać! CzaSięBać!