Martyna Raduchowska „Łzy Mai”
Niesamowicie dużo zależy od momentu w którym czyta się książkę. To moje drugie podejście do Łez Mai i mam poczucie, że dopiero teraz odkryłam pełen wachlarz umiejętności Autorki. Kiedy pierwszy raz ta powieść trafiła w me łapy, miałam dwadzieścia kilka lat i właśnie przechodziłam etap kryminałów, więc jedynie ten wątek mnie interesował. Męczyły mnie opisy związane z technologią i nie dostrzegałam tych niesamowitych niuansów związanych z problematyką sztucznej inteligencji… A teraz? Teraz to właśnie ten element ujął mnie najmocniej i totalnie zmieniłam zdanie o Łzach, no może nie totalnie; bo kiedyś mi się, po prostu, podobały a teraz całkowicie mnie pochłonęły 😀
Jared’a Quinn’a poznajemy w trakcie ostrej naparzanki. Kule przecinają powietrze, ludzie giną a Maia… cóż, nie działa. Potem jest tylko gorzej, bo porucznik ląduje w szpitalu, szanse na przeżycie są minimalne, jego żona podejmuje decyzje, które nie są, delikatnie rzecz ujmując, zgodne z życzeniami małżonka i z tego wszystkiego wychodzi sen, który trwa o wiele dłużej niż trwać powinien a jego konsekwencje okażą się o wiele bardziej dotkliwe, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać…
No i tak w skrócie się ta opowieść zaczyna. Są w niej wątki kryminalne, bo główny bohater prowadzi sprawę morderstw. Mamy tu także elementy SF, bo miejsce akcji to przyszłość w której świat jest niezwykle technologicznie rozwinięty a implanty, sztuczne organy, symulatory VR, czy firmy o nazwie Feels Like Human Company, tworzące replikantów, to normalka. Jest i obyczaj, bo mnóstwo tu emocji i to niezwykle rozbudowanych. Tak naprawdę to jest w tej powieści wiele elementów ważnych dla różnych gatunków literackich, ale mnie problematyka związana z odczuwaniem przez SI emocji wciągnęła najmocniej!
Żyjemy w takim świecie, gdzie wszystko wydaje się być możliwe, oglądając stare filmy, zauważam, że wiele z technologicznych cudeniek, wtedy zupełnie nierealnych, jest już dostępnych na rynku. Kiedy więc, czyta się Łzy Mai, cały czas ma się w głowie to pytanie o to jak daleko pójdziemy. Czy jeśli sztuczna inteligencja naprawdę kiedyś powstanie, to jakie to będzie niosło dla rodzaju ludzkiego konsekwencje. Jakie będą granice w określeniu tego kto jest człowiekiem a komu należy tej specyfikacji odmówić, no i najważniejsze, kto będzie o tym decydował.
Martyna Raduchowska stworzyła niesamowity świat i fantastycznie go dopracowała. Szczegóły poszczególnych lokacji, sposób życia mieszkańców po obydwu stronach muru; siedzisz czytasz i dzięki tak dobremu odzwierciedleniu miejsc, wręcz to widzisz i czujesz, słysząc delikatny szum szperaczy.
Sama fabuła jest bardzo zwarta i płynnie przechodzi z wydarzenia na wydarzenie. Zwroty akcji częste i zaskakujące a prowadzone śledztwo trzyma w napięciu do ostatniej strony, gdzie dostajemy otwarte zakończenie zapowiadające drugą część.
Tytułowe Łzy Mai są niesamowite. Tak naprawdę, ten wątek jakoś tak mnie rozczulił i sprawił zarówno dużo radości jak i smutku; piękna sprawa i chapeau bas dla Autorki, bo to jeden z najpiękniejszych momentów książkowych jakie przyszło mi czytać; ma w sobie magię SF i wielki urok istot, które pomimo, że z nazwy ludźmi nie są, to właśnie do tej ludzkości dążą… Choć tematyka jest zupełnie nie związana z realnością, dla mnie, w dniach takich jak te, biorąc pod uwagę co dzieje się na świecie, jest w tym niezwykle aktualne przesłanie…
Żeby było jeszcze lepiej wchodzimy tu trochę w psychologiczne pojęcia, zarówno w Nibylandii jak i na sesjach terapeutycznych, które stanowią prawdziwą perełkę, dla Czytających chcących zanurzyć się w meandrach ludzkiego umysłu; bardzo, bardzo na plus.
Świetnie opisane techniki śledcze, troszkę checheszków z seriali kryminalnych, nadaje to bardzo przyjemny i detektywistyczny ton, który bardzo lubię.
Postacie nakreślone z dużą dbałością o konkretne cechy charakteru i napędzające je wartości.
Jared Quinn to naszpikowany cyber- wszczepami facet, który ma uraz do wszystkiego co cyber. Możecie sobie wyobrazić lepszy trzon dla głównej postaci w książce z SF? Ja po Łzach mam z tym wielki problem
Przyszłość pozostaje dla nas nieodgadniona. Czy przyjdzie czas, gdy patrząc na kogoś, będziemy zastanawiać się czy stoi przed nami istota ludzka? Pewno tak. Prawidłowe pytanie brzmi jednak, czy więcej wtedy będzie człowieka w człowieku, czy może w maszynie…
CzaCzytać i… CzaCzuć !!!