Martyna Raduchowska „Szamanka od Umarlaków”
Taką mam zasadę, że nie wracam do książek już przeczytanych. Bo wiem jak się wszystko kończy i jakoś tak, klimat już nie ten sam. Żeby jednak nie było, że jestem, aż tak konsekwentna… są też książki, które mam, w takim swoim, ukochanym kanonie i od czasu do czasu, zdarza mi się, dla nich, tę moją zasadę złamać…
Szamankę już czytałam kiedy pojawiło się pierwsze wydanie i po prostu… byłam zachwycona. Gdy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Uroboros wznawia serię, nie było wyjścia, po prostu gdzieś tam w środku, na samą myśl o wspólnych chwilach z Idą, mocniej zabiło mi serce i… przeczytałam ją po raz drugi.
No ba! I wiecie co ? Było tak samo genialnie jak za pierwszym razem!!!
Ida, pochodząca z magicznej familii, dziewczyna, wcale a wcale, nie chce kultywować rodzinnej tradycji, zamiast tego marzy jej się totalnie normalna i zwyczajna egzystencja, studia i jak najszybsze opuszczenie domowych pieleszy… Ale, jak to z marzeniami bywa, życie, czasem, samo je weryfikuje… Dodajcie do tego jeszcze jeden element, jakim jest Pech, który, przecież, bez Idy istnieć nie może, a dostaniecie idealny przepis na małą marzeniową katastrofę !!!
Martyna Raduchowska napisała Idę tak, że gdy tylko zabierasz się za czytanie, to od razu Idowy obraz trafia Ci do głowy. Zresztą wszyscy bohaterowie są niesamowicie charakterystyczni i tacy „prawdziwi” Tekla, tak na mnie oddziaływała, że po połowie książki weszłam do biura i zaczęłam trajkotać do współpracowników w trzeciej osobie… Łapacz Snów, w swej koszmarkowatości, ma w sobie tyle uroku i słodyczy, że patrząc na mego (choć kwestia kto jest czyj, w tym przypadku jest mocno dyskusyjna) rudego, wrednego kota (z nadwagą!!), który właśnie spogląda na mnie z nieukrywaną niechęcią, nie mogę się nie uśmiechnąć (choć w przypadku, gdyby to wredne kocisko miało zjadać moje sny, obawiam się, że nie zlazłoby ze mnie przez cały okres swego istnienia… pisząc „ze mnie” mam na myśli twarz:) ).
Zmarli, odprowadzanie duszy na drugi brzeg, popijawy z duchami; jest tu wszystko i jeszcze więcej. Bo momentów smutnych bądź strasznych wcale nie brakuje. Krwawy deszcz, czy przerażające wizje, towarzyszą naszej bohaterce na każdym kroku a i z pozoru puste mieszkanie, dla Szamanki od Umarlaków, może się nagle okazać, pełne, nieproszonych lokatorów. Akcja gna do przodu, zaskakuje ciągłymi zwrotami i bawi, tym genialnym, ironicznym humorem, który tak lubię. Spisek goni spisek, magiczne służby porządkowe (wcale nie noszą niebieskich mundurów) i śmierć, która nabiera zupełnie innego wymiaru; to elementy spajające tę historię w jedną, totalnie, genialną całość.
Należy też zwrócić uwagę na szatę graficzną, która mnie urzekła i muszę przyznać, że bardzo pasuje do Idowej historii.
To fantastycznie i lekko napisana historia, która wciąga od pierwszego słowa. Mogę śmiało napisać, że jedna z moich ulubionych! Polecam każdemu, bez względu na wiek, płeć, czy preferencje czytelnicze!
Z niecierpliwością czekam na kontynuację i tak sobie jeszcze myślę, że czasem, trzeba swojemu Pechowi podziękować… bo bez niego, nasze życie byłoby strasznie nudne i pozbawione ludzi, którzy choć początkowo, mogli się nam wydawać zupełnie nie na miejscu… okazywali się, po chwili, tymi najważniejszymi.
Ps. Tę recenzję dedykuję mojemu mężowi, który zjawił się nieproszony na pewnej imprezie, powodując masę kłopotów (choć takich zabawnych i uroczych, jak to ma w zwyczaju), by później stać się moim najulubieńszym towarzyszem.