Michał Kubicz „Julia. Dom Cezarów”

Michał Kubicz Julia. Dom Cezarów Czaczytać Michał Kubicz „Julia. Dom Cezarów”
Oceń książkę

Człowiek jak myśli sobie coś tak luźno o starożytnym Rzymie, to mu się wizja białej togi objawia w towarzystwie umięśnionego torsu, lekkiego winogrona w ustach, nazwiska Graves i jeszcze pytania z Żywotu Briaana „no, bo co w końcu dali nam ci Rzymianie” :) … Żeby nie było; ten Człowiek to ja oczywiście :) Potem jednak w głowie zaczynają się pojawiać kolejne obrazy będące pomieszaniem nagości, krwi, piachu i wchłaniania wszystkiego co warte było wchłonięcia.

No i tu w tym całym lekkim myśleniu o temacie przychodzi ze swoją przeogromną wiedzą o epoce Michał Kubicz i jeszcze zamiast sprzedać nam jedynie suche fakty, obleka tę wiedzę w opowieść, powierzając główną rolę bohaterom owej epoki.

Julię córkę Gajusza Cezara Oktawiana i Skryboni poznajemy na chwilę przed snem, gdy składa prośbę o miłość i… Wolność. Stopniowo wchodzimy w jej życie, zasady panujące w domu Liwii i realia rządzące światem całej tej śmietanki towarzyskiej która dzierżyła w rękach władzę, albo raczej nieustannie o tę władzę walczyła.

Julia. Dom Cezarów to powieść powstała z pasji i ta pasja stanowi jej siłę. Cały rys historyczny, dbałość o szczegóły w tym wierzenia, ciuchy, zachowania, gesty są na poziomie „level hard” i trudno tego nie docenić, dodatkowo Michał Kubicz czuje pisanie i robi to w ten fajny sposób, który lubię, czyli nie ma tu nagromadzenia niepotrzebnych zwrotów, wszystko dobrze się składa, a dialogi są odpowiednie do konkretnych postaci, które to opowiadają swoje wątki w sposób logiczny i czytelny.

Co natomiast leży? Kiedy zaczęłam czytać było dobrze, bo pasowała mi i tematyka i styl, ale z czasem fabuła zaczęła trochę  kuleć. Dlaczego? Cóż wątki są logiczne, dzieje się dynamicznie i spójnie, ale akcja pędzi do przodu jak karabin maszynowy; tu spisek, tam plany spisku; zdrada goni zdradę, a pomysły na pozbycie się tego czy tamtego są nieustająco na pierwszym miejscu. Autor nie daje nam chwili na oddech, pozbawiając Czytelników tego liścia co u Tolkiena przez trzy dni spadał z drzewa. Powieść traci przez to lekkość, stając się lekko toporna. Nie chodzi o jakąś poetyckość, tylko zbyt duże nagromadzenie jednej tematyki przesłaniające wartość samej historii.

Kiedy przygotowywałam się do napisania recenzji szukałam wydawnictwa, które Julię wzięło pod swoje skrzydła i szokiem było dla mnie odkrycie, że wydał ją sam Autor; pod tym względem jest genialnie. Dobrze zrobiona okładka, zero literówek, fajny papier- każdy element na swoim miejscu. Jak wiecie, Pisarze są dla mnie trochę jak istoty magiczne; nie dość, że są w stanie stworzyć coś dla innych, uzewnętrznić się w tym, to jeszcze na dodatek są na tyle odważni by dawać ten swój środek do oceny  światu. Dlatego  Samowydawców to ja już po prostu podziwiam. Całą sobą.

To była interesująca przygoda móc zobaczyć jak słodkie, naiwne dziewczątko poznaje bezwzględny świat i zmienia się w kobietę, o, na co wskazuje końcówka, naprawdę hardym charakterze.

Ciekawa jestem w którą stronę twórczość Autora pójdzie i jak się rozwinie, trzymam kciuki, bo ta epoka ma jeszcze wiele niezwykłych postaci do opisania i… Poznania.

CzaCzytać, bo czasem walcząc o władze, tracimy to co najważniejsze…