Peter V. Brett „Pustynny Książę”
Moje życie to ostatnio totalne szaleństwo, znalezienie w nim małej chwili na odpoczynek graniczy wręcz z cudem. Dlatego kiedy trafia do mnie nowa książka, po cichu, mam nadzieję, że będzie niosła ze sobą ten magiczny element, który nie dość, że pochłonie mnie na tyle, żebym mogła nie myśleć o tym ile jeszcze pracy przede mną, to jeszcze przyniesie satysfakcję z dobrze wykorzystanego czasu wolnego… I spieszę z informacją, że tym razem, moje prośby zostały wysłuchane… 😀
Pustynny książę to początek zupełnie nowej opowieści zakorzenionej jednakże w Cyklu Demonicznym. Czyli, żeby było jeszcze bardziej pokrętnie; możecie bezpiecznie zabrać się za czytanie nie mając totalnie pojęcia o tym co to się tam w poprzednich książkach działo, pomimo, że akcja ma miejsce kilka lat po Otchłani i główne skrzypce grają tu dzieci bohaterów, których walkę z demonami można tam było poobserwować.
Od razu zaznaczam, że Brett pisze na tyle fajnie, że istnieje spore ryzyko, że odczujecie potrzebę zapoznania się z wcześniejszą serią, choć Pustynny jest w moim mniemaniu lepszy od poprzedniczek, więc tu już pozostawiam Wam decyzję; najlepsze na koniec, bądź na początek
Historia oparta jest na sztampie, która to wykorzystywana była przez pisarzy, czy scenarzystów, na całym świecie, co oznacza ni mniej ni więcej, że na głównym planie jest księżniczka od której sporo zależy i ma wszystko co trzeba (a nawet jak się później okazuje więcej), ale ma z tym problem i chce dodatkowej wolności i mniejszej kontroli. Czyli make up i kiecki są spoko, ale brakuje jej szaleństwa poza dworem. Dodając do tego niezwykle rozochoconą w kwestii pocałunków przyjaciółkę, jak nic dojść tu musi do młodzieńczego buntu.
Żeby nie było jednak zbyt jednostajnie, po drodze dowiadujemy się, kto jest kim, dlaczego obostrzenia związane z „pałacowym zamknięciem” były tak rygorystyczne, plus są jeszcze zaostrzone treningi, kary i stopniowe dochodzenie do totalnej zmiany i kompletnie nowej sytuacji; tu już jest poważnie i historia z lekkiej młodzieżówki zmienia się w walkę o przetrwanie. Ach, no i oprócz wspomnianej księżniczki jest też potomek Wybawiciela, który to zmierzyć się musi z oczekiwaniami co do schedy po tatusiu.
Brzmi prosto? Bo jest proste, ale! Przede wszystkim Brett świetnie się odnalazł w tym sprawdzonym schemacie. Napisał książkę bardzo dynamiczną, świetnie skrojoną fabularnie i doskonale rozłożoną pod względem napięcia; nie będziecie się nudzić, sprawi Wam kupę radochy, a ciekawość co do dalszych losów Olive i jej ekipy, zacznie Was zżerać, już przy ostatnich stronach 😀
Elementy fantasy- demony i magia- jak to u Autora na najwyższym poziomie. Może nie ma ich tu wiele, ale to dopiero początek i jest tego tyle ile być powinno.
Elementy walki, czy treningu są mocno rozbudowane, a, że mamy tę przyjemność, że poznajemy szkoleniowców różnych stylów, to fajnie się to czyta i śledzi postępy poszczególnych postaci.
Musicie wiedzieć, że Pustynny Książę to powieść przede wszystkim o odkrywaniu siebie. O tym jak można poprowadzić swoje życie, by pomimo przeciwności, być tym kim zawsze być się chciało, bądź tym kim stać się musimy.
Świetnie skonstruowany, trzymający w napięciu i wciągający. Taki jest Pustynny Książę i trzymam kciuki, by kolejne tomy, były równie dobre, bo przeczytam je na pewno.
CzaCzytać! Bo nigdy nie wiadomo kiedy dopadnie nas przeszłość…
ps. jak nigdy nie polecam, tak teraz… Polecam wydanie twardo okładkowe, bo jest po prostu obłędnie piękne!