Rebecca F. Kuang „Płonący bóg”
Trzeci tom trylogii Wojen Makowych był przeze mnie wyczekiwany w ten straszliwy, niecierpliwy sposób; czyli z obgryzionym paznokciem i nerwowymi telefonami do kuriera, czy aby na pewno zjawi się „jeszcze dziś”.
Płonący Bóg rozpoczyna się bólem i bólem się kończy. Wciąga od pierwszego zdania i sprawia, że przeczytanie tak wielu stron przebiega w trybie ekspresowym. Jestem zachwycona; składnią, językiem, tłumaczeniem, samą opowieścią. Gdy myślałam, że lepszych scen batalistycznych już nie dostanę, Kuang, elegancko wyprowadzała mnie z błędu, za każdym, kolejnym razem. Świetny, świetny finał!
Naczytałam się w recenzjach, że główna bohaterka drażniła, że była irytująca i choć nie mam w zwyczaju odnosić się do opinii innych, to tutaj czuję się w obowiązku to zrobić; otóż, tak, postępowanie Rin, bywa wkurzające, jej decyzje są irytujące i to właśnie stanowi siłę tej historii. Ona taka ma być; ludzka. Wiecznie czytamy o idealnych bohaterach, którzy nawet jeśli gdzieś tam po drodze się pomylą, to naprawią błąd i świecą dobrocią jak gwiazdy na niebie. Tutaj jest inaczej. Młoda kobieta, owładnięta chęcią zemsty, z płonącym bogiem nieustającą tlącym się w jej umyśle, pali świat. Ma problemy z uczuciami, nie do końca wie co i gdzie należy robić i to jest fantastyczne! Genialnie się wchodzi w tę historię i cudownie się w niej płynie, bo na próżno w niej szukać cukierkowych rozwiązań! Narkotyki, ból, zdrada, poświęcenie przyjaciół, czy ludności cywilnej. Wojna ta krwawa, okrutna i zagubiony w niej człowiek, rozpisane bez upiększeń- to jest właśnie genialne epickie fantasy!
Mniej tu już boskiego świata, głównie skupiamy się na potrzebie pokonania Nezhy, którego kontakty z Rin są, cóż… no do łatwych nie należą, ale elektryzują czytelniczy mózg przy każdym spotkaniu.
Fabuła jest zwarta, szybka i logiczna. Sceneria po bitwie bywa brutalnie mocno zarysowana, ale ma się poczucie, że właśnie taka ma być. Miałam wrażenie, że każde słowo jest tu na swoim miejscu; każda śmierć jest potrzebna, by nadać Płonącemy Bogowi takiego, a nie innego charakteru.
Niezwykle dobrze czyta się o wszelakich wynalazkach, strategiach, sposobie podejścia wroga, czy odbudowy nowego państwa. Widać w tym olbrzymia pracę i przygotowanie Autorki.
Rin ma wokół siebie sojuszników (bo przyjaciel to chyba zbyt mocne słowo), podwładnych i towarzyszy zebranych na różnych etapach swej podróży. Relacje z nimi są arcyciekawe i trudne, bo nasza wojowniczka nie potrafi dobrze w uczucia.
Muszę się Wam przyznać, że ostatni tom trylogii Wojen Makowych został przeze mnie pochłonięty dokładnie tak samo jak jego dwa poprzednie tomy. Nie mogłam jednak zebrać się do napisania recenzji, bo cały czas chodziło mi po głowie tylko jedno zdanie- to piekielnie dobra książka jest!
Płonący Bóg jest zakończeniem pewnej opowieści. Zakończeniem nieidealnym, powodującym, że z jednej strony masz ochotę wyć z powodu rozczarowania takim, a nie innym postępowaniem, a z drugiej, po prostu wiesz, że jest to zakończenie jedyne z możliwych.
To była niesamowita przygoda; świetnie napisana, bo Kuang prowadzi fabułę płynnie i lekko. Z genialnie zarysowanymi zarówno postaciami głównymi jak i pobocznymi, które dopełniały kolejne wątki. Z dopracowanym i przemyślanym światem przedstawionym. Z wizją fantastyki przepełnionej bólem, który trzeba znieść, by osiągnąć potęgę.
Chce więcej! Więcej takich opowieści, które wciągają bez reszty, które tworzą świat od podstaw i rozwijają go w fantastyczny sposób.
CzaCzytać! Bezwzględnie!