Tasha Suri „Jaśminowy Tron”
Popatrzcie na tę okładkę! Aż krzyczy, żeby ją przeczytać. A co po przeczytaniu?
Zaczyna się mocno, Czytelnik trafia do krainy zatrutej chorobą i… Zupełnie nie łapie co się dzieje. Ja przynajmniej nie łapałam. Autorka nie bawi się we wstępy tylko od razu wrzuca nas w ten jakże barwny i równocześnie okrutny świat Ahiranji. Poczułam się jakby to nie był początek a środek książki, ale nawet mi się to spodobało, zmusiło do myślenia i pełnego skupienia.
Wracając jednak stricte do fabuły, to główne bohaterki są dwie, tj. Malini, siostra cesarza, którą poznajemy gdy przeciwstawia się spaleniu i Prija, pomagająca cierpiącym na butwienie dzieciom służąca. Taaa, dwie zupełnie inne i to nie tylko przez sposób postrzegania świata czy wiary, ale również status, czy przeszłość postacie, spotykają się w koszmarnym momencie i iście przedziwnym, oraz pełnym mocy miejscu, by… Zmienić świat.
Zaraz po tym, stopniowo, zaczynamy odnajdywać się w tym kto tu jest kim. Powoli poznajemy również magię i prawa nią rządzące. Odkrywamy przeszłość i zaczynamy wybierać stronę…
Tasha Suri stworzyła niezwykłą historię, opierając ją na kobietach, ale również na rzeczywistości inspirowanej indyjską kulturą. Bo Jaśminowy Tron właśnie tym indyjskim klimatem stoi; oddycha nim i nas w nim zanurza. W zapachach, krajobrazach i mitach. Genialnym dodatkiem jest również polityka i rozgrywki na wszystkich możliwych szczeblach, bo musicie wiedzieć, że tu wątek goni wątek. Poboczni bohaterowie (którym bardzo blisko do tych głównych), mają swój duży wkład w narrację i stopniowo dzielą się z nami swoją wizją przyszłości. Walki o władzę również nie brakuje, ba! Dostajemy ją w każdej możliwej formie.
Co do elementów fantastycznych, są piękne i śmiertelnie niebezpieczne. Lubię gdy moc wiążę się z ryzykiem, a tutaj wiążę się również z poświęceniem części siebie, co sprawia, że niektóre zdarzenia aż przeszywają duszę.
Akcja miarowo idzie do przodu. Nie ma niespójności, czy przesady. Jest siła kobiet i miłość. Wojna i odrodzenie. Wszechobecny ogień. Są ci dobrzy i ci źli, a wszystko to obleka aura tajemniczości i obmywają bezśmiertne wody.
Dużo tu smutku i oddania. Może nawet trochę zbyt dużo.
A i jeszcze zabrakło mi odrobiny lekkości, momentu odsapnięcia, ale to już co kto lubi
Jaśminowy Tron to dopiero początek drogi dla głównych bohaterek; początek trudny i zrodzony z bólu, z finałem, który zarówno daje nadzieję jak i zapowiada wybór łamiący serce.
CzaCzytać, bo bez względu na to kim się rodzimy, sami wybieramy nasze przeznaczenie…