Tomasz Kołodziejczak „Skaza na niebie”

Kiedy zajmuję się recenzowaniem jakiegoś zbioru opowiadań, to zawsze przytaczam zawarte w nim, poszczególne tytuły, krótko opisuje co tam w nich siedzi, by następnie przejść do swoich odczuć i prób przedstawienia Wam odpowiedzi na pytanie „czy warto?”. W przypadku Skazy na niebie, będzie to wyglądało trochę inaczej, bo bezwzględnie należy ją wziąć w łapy, usiąść gdzieś wygodnie i odkrywać wszystko samemu; poczynając od tytułu, a kończąc na ostatniej kropce.
Nie będę ukrywać, już dawno nic nie poruszyło mnie tak jak ta książka. Tomasz Kołodziejczak czerpie garściami z wydarzeń bieżących, prześwietla ludzkie zachowania- nasze przedziwne wybory, pasje i szaleństwa- a następnie ubiera to w słowo. Słowo bardzo mocne, dobrze się czytające i znajdujące idealne miejsce na każdej kartce. Genialnie to jest napisane. Jestem pod olbrzymim wrażeniem, tego jak Autor konstruuje fabułę, kreuje bohaterów, buduje atmosferę i kończy… A kończy tak ostro, że nie można wyjść z podziwu nad jego odwagą.
Każdy może znaleźć tu jakiś kawałek gatunku, który lubi, bo mamy tu komplet, zarówno magię, jak i wojnę, odrobinę miłości, walkę, zagadkę, trochę wspomnień, SF i pozbierane jest to do kupy z niebywałą dbałością o szczegóły. Konstrukcja każdej rzeczywistości to prawdziwy majstersztyk. Wchodząc w nowy rozdział, czy historię, otrzymuje się pełen obraz, który pochłania Czytelnika bez reszty i to bez względu na to jak krótką formą jest przedstawiony.
Opowiadania są przeróżne, charakteryzują je inne światy, ale łączy jeden element, taka, może bardziej refleksja, o tym, co możemy zepsuć, jeśli dalej będziemy iść tą drogą. Jeśli nie zatrzyma nas magiczne słowo „umiar”. Ludzkość ma to do siebie, że włazi wszędzie i niszczy co się da i nawet gdy pojawia się nadzieja, rozwiązanie, gdy twardy zawodnik nagle wykaże się współczuciem, to i tak, może być, po prostu, za późno.
Klimat jest ciężki, bywa, że duszny. Czasem trafi się jakaś zabawna anegdota, ale przede wszystkim, jest poważnie i przytłaczająco. Nie znajdziecie tu piękna. Otrzymacie jednak w zamian dogłębną analizę przestrzeni, którą właśnie przyszło Wam zwiedzić.
Jestem zachwycona wnikliwością Autora i kształtem jaki nadał swoim opowieściom. Jestem też totalnie rozwalona finałami jakie, bez żadnych oporów, czy choć śladu współczucia dla delikatnego i spragnionego różowych jednorożców umysłu mego, zaserwował Czytelnikom i… Marzy mi się tego więcej… Cały czas i nieustająco.
CzaCzytać bardzo! Bo nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie mgła…