Kuba Ćwiek, Patryk Jurek, Radek Teklak, Bartek Czartoryski, Kreska_ „Przez Stany popŚwiadomości”
Targi Książki, 2016r., w Krakowie; już od początku nie szły po naszej myśli, przede wszystkim dlatego, że mogliśmy na nich spędzić tylko trzy godziny i to w dzień, w którym na hali nie było żadnego z naszych ulubieńców. Snułam się, więc, z jednym z moich recenzentów, ze smutną miną i szukałam perełek na poprawę humoru. Nagle, z pełnym impetem, wbiłam się w plecy mojego towarzysza, który z nabożną czcią wyszeptał „Ej, czy to czasem nie jest Ćwiek??”. Patrzę więc, ostrożnie, wychylając się zza tych moich towarzyszowatych pleców i widzę faceta z broda na Wolverina, sympatycznie uśmiechającego się do zdjęcia. O motyla noga, to naprawdę on!
Teraz mała dygresja; był taki pomysł, żeby ponagrywać wywiady z autorami, ale niestety szans na to nie ma. W jednym momencie robię się czerwona, nie wiem co powiedzieć, stres mnie rozwala. Bo, jasna cholera, ludzie którzy piszą książki, są po prostu niesamowici. Skoro potrafią przelać na papier takie historię, a jeszcze wcześniej wytworzyć je w swoich głowach i … ojej. Nie miałabym odwagi zmierzenia się z tym, że jakaś obca osoba przeczyta wykreowany przeze mnie świat. Już z recenzjami jest hardcore! A jak zobaczyłam Jakuba Ćwieka i coś tam zaczęłam dukać, bojąc się nawet podejść do zdjęcia, to już wiedziałam, że z pomysłu nici No, ale co ja Wam tu będę o moich lękach, wracamy do tematu…
Mój recenzent wziął w łapy aparat, kazał lecieć po książkę i dać do podpisu. No to ja się nerwowo rozglądam i widzę, że promowana pozycja, wcale nie jest dziełem jednej osoby, tylko całej grupy, siedzącej przy stoliku. Biorę, więc POP i powolutku tuptam, dając do podpisu. Najpierw Kuba, potem reszta wesołej kompaniji (niesamowicie fajnych ludzi, chichrolących się nad rozmiarem każdego podpisu), robimy zdjęcie (oczywiście mnie na nim nie ma bo doznała bym omdlenia) i uciekam najszybciej jak się da, żeby nikt nie zauważył, że łapy mi się trzęsą
A potem, już w samochodzie, patrzę co wzięłam i trafia mnie jasna cholera. Bo książka jest o podróży, o której każdy ze znanych mi Geeków, ze mną na czele, marzy i śni. Wyprawa po Stanach, w poszukiwaniu popkulturowych perełek, w kamperze, z przyjaciółmi… no bajka!
Pop jest świetnie napisany. Na to „świetnie” składa się język, budowa, szata graficzna, zdjęcia, no i fantastyczny styl.
Na wstępie, dowiadujemy się o tym jak zrodził się pomysł na wyprawę, poznajemy, powolutku, wszystkich jej uczestników, plany a potem już wyruszamy. Podróż jest niesamowita, naszpikowana takimi miejscami, że płakać się chce (w każdym z przeglądanych przeze mnie opisów tej książki, gdzieś na początku, w środku, bądź pod koniec pojawia się słowo zazdrość, postaram się, więc, go nie używać, ale chciałabym, żebyście wiedzieli, że cały czas błąka się ono w okolicach mojej klawiatury :)).
Jest Nowy Jork, M&Msy, Ketchum, Boston, Nowy Orlean (z niesamowitym fotelem). Jest biuro Stephena Kinga, opowieść o „Ekipie”, anegdotka o sukience księżniczki z Krainy Lodu. Są historie o jedzeniu, Bunshee, sklepy z takimi pamiątkami, że płakać się chce, na samą myśl o tym, że są gdzieś tam w świecie, dostępne. Jest element z Detektywa, miasto z Walking Dead, facet z Jaya i Cichego Boba, Rocky i Filadelfia.. no po prostu wszystko o czym marzycie!
Ale, ale! To nie jest przewodnik o tym jak zwiedzić kultowe miejsca w Stanach. To też opowieść o ludziach. O tym jak musieli przetrwać tę podróż razem, upchnięci na kilku metrach w kamperze. O tym jak się kłócili, wkurzali na siebie, godzili, darli. O tym jak jedli, kąpali się, wydawali bez opamiętania kasę (panie Radku w każdym momencie byłam z Panem :)) na gadżety, które, każdy popkulturowy świrus chciałby mieć w swoich łapach (byłabym jak robot przy tych koszulkach w Walmart’cie… jestem o tym przekonana… mam czapkę z uszami Yody…z włosami w uszach…).
Jest też o tym, że nie zawsze się udaje, że czasem pojawiają się wątpliwości, że nie wszystko jest takie, jak to sobie wymarzymy…
Mój egzemplarz, wygląda jak psu z gardła wyjęty, z pozakładanymi rogami, wymiętolony, po prostu masakra. A to dlatego, że Kuba Ćwiek i jego ekipa sprzedali mi tak niesamowicie, olbrzymią ilość ciekawostek ze świata popkultury, że wracając do domu, bądź idąc do pracy, zarzucałam wszystkich znajomych, fragmentami książki… Co chwilę słyszeli jedynie: a wiedziałeś, że ??? I tak przez tydzień. Doszło już do tego, że gdy ostatnio weszłam do biura, mój kumpel, dzielący ze mną biurko, zapytał „No i jak podróż? Gdzie dotarli?”:)
Mam teraz całą masę filmów do zobaczenia, seriali do oblookania i książek do przeczytania.
W Popie znajdziecie dużo fajnych zdjęć z wyprawy (Kreska_ i Patryk zrobili niesamowicie klimatyczne foty!!), niektóre z opowiastkami, niektóre bez. Po każdym rozdziale Ćwieka jest część Bartka (Z rzeczy Po(P)Ważnych by Bartek), które zawierają dodatkowe objaśnienia, kolejne tony ciekawostek i czyta się je, po prostu, super. Są jak wisienka na torcie. Książkę kończy ponad 50 stron „Dziennika pokładowego Radka” (czyli relacja z podróży na żywo), która jest po prostu wyśmienita. Niby informacje o wyprawie, którą przed chwilą skończyliśmy, niby wszystko o czym już wiemy, ale cholera, przez fakt, że opisuje to wszystko inna osoba i to jeszcze w taki fajny, luźny sposób, no po prostu majstersztyk (a ‘garść impresji’ w niektórych przypadkach wywoływała na moich ustach niemożliwy do powstrzymania uśmiech i to bez względu na miejsce jej czytania).
Myślę, że to właśnie fakt, że Zarówno Kuba jak i Radek pisali w ten normalny, fajny sposób, sprawia, że od książki nie można się oderwać. Nie ukrywają, że coś się spieprzyło, że ktoś się uniósł, że czasem ciężko było ze sobą wytrzymać. Czytając, czujesz się jak na spotkaniu z kumplami, którzy opowiadają ci gdzie ostatnio ‚wybyli‚. Nie możesz ich nie polubić.
No i jest jeszcze Ojczenasz, którego uwielbiam, Lambert i jego owoce… a tam, co ja się będę, wszyscy są super!
Kiedy patrzę dziś na to zdjęcie z Targów Książki, uśmiecham się do siebie, bo są na nim ludzie, którzy sprawili mi całą masę radochy. Przez Stany popŚwiadomości to jedna z najfajniejszych książek, jakie ostatnio czytałam i na pewno jedyna w swoim rodzaju.
Jeśli kiedykolwiek spotkam, któregoś ze współautorów, wypnę dumnie pierś (zapewne przyobleczoną w koszulkę z rzygającym tęczą jednorożcem) i po 30 minutach, gorączkowych rozmyślań o tym co wypada powiedzieć, powiem coś… mało mądrego…
Więc, na wszelki wypadek, napiszę to teraz; Wasza książka była niesamowitą przygodą! Dzięki, że pisząc ją (fotografując), daliście możliwość, różnym popkulturowym świrusom, wzięcia, w tej przygodzie, udziału!!!
No, to by było na tyle! Ach no i jeszcze… CZACZYTAĆ!!! Choćby nie wiem co!!!!