Bob Batchelor „Stan Lee. Człowiek- Marvel”
W moich nastoletnich latach, byłam przedstawicielem „dzieci wiatru i kurzu”, jak to śmialiśmy się ze znajomymi; wiecie, glany, grzywka opuszczona na twarz, powyciągane swetry i pragnienie „niezrozumienia” z pseudo magiczną nostalgią w tle Natomiast mój facet (jeszcze wtedy mi nieznany) zachwycał się Gwiezdnymi Wojnami, Predatorem i… komiksami. No i kiedy doszło do fuzji naszej pokręconej dwójki, nagle wbiłam się w ten geek’owski świat z całą siłą i totalnie się w nim zakochałam (w świecie! No i w facecie też, a niech ma 😛 )… z uwielbieniem łaziłam do kina i wyczekiwałam na pojawienie się Stana Lee na ekranie, celebrowałam premiery, zaczęłam uczestniczyć w zjazdach mi podobnych zapaleńców i powolutku rodziła się we mnie potrzeba poznania genezy tej super-bohaterskiej rzeczywistości…
Śledziłam różne fanpage, czytałam artykuły, ale prawdziwa okazja trafiła mi się tym roku, kilka dni temu, gdy do moich rąk trafiła książka Boba Batchelora; okładka od razu skradła moje serce! Zaczęłam czytanie i nagle okazało się, że zarówno Lee jak i Marvel nie mieli łatwiej drogi; ich początki, a raczej początki komiksu jako takiego, pierwsze opowieści o super- bohaterach, przepychanki z DC, czy władzą i pieniędzmi, dały mi zupełnie nowy pogląd na to olbrzymie uniwersum.
Stan Lee już od najmłodszych lat czuł na sobie ciężar utrzymania rodziny (poznajemy losy rodziców Lee, jego korzenie i trudności z jakimi musieli się zmierzyć po przybyciu do Stanów), branża komiksowa miała być tylko chwilowym przystankiem przed stworzeniem czegoś wielkiego, Marvel, natomiast, dosyć długo szedł na ilość, nie na jakość i dopiero Fantastyczna Czwórka zrobiła bum… potem Spider- man- młody chłopak z którym utożsamiać mogły się całe rzesze nastolatków i… poszło; narodziła się legenda!
Książka naszpikowana jest faktami, Autor skupił się na pracy Lee, jedynie pobocznie wskazując, jakim człowiekiem był prywatnie. Dostajemy, więc obraz pracoholika, ubóstwiającego swoich fanów i człowieka walczącego o to by być docenionym. To fascynujące jak praca, która była spychana do tak mało znaczącej, wręcz wyszydzanej (tak! Piszę o tworzeniu komiksów!!) tak naprawdę zmieniła świat. To nie był tylko facet który stworzył postać w obcisłych gaciach, która ratuje powabne dziewczę. To był facet, który stworzył imperium, zupełnie nowy styl i podzielił się nim z kolejnymi pokoleniami.
Czytało mi się tę książkę szybko, ale trudno. Dlaczego? Cóż, przede wszystkim właściwie cały czas dostajemy informacje o tym kto co zrobił, kogo stworzył, jak zarobił kasę, jak upadł (tak Marvel nie zawsze był w dobrej sytuacji), jak Stan Lee tworzył swoje własne firmy… itp. Itd. Więc z jednej strony jest niezwykle ciekawie, ja np. nie miałam pojęcia jakie były korzenie Lee, skąd wziął się jego pseudonim, z jakiego kraju wywodziła się jego rodzina, czy, że współpracował z DC i Lucas Film. I tak, to niezwykle interesujące śledzić ten biznesowy aspekt jego życia, bo jego historia jest po prostu niesamowita, ale zabrakło mi jakiejś lekkości, większej ilości anegdot, opowieści o rodzinie, przyjaciołach, tym co robił gdy nie pracował (choć chwil tych nie było dużo). Nie pogardziłabym info o tym jak lubił spędzać wolny czas, czym się obżerał, czy co sprawiało mu radochę, ale patrząc na tę książkę przez pryzmat zdobycia wiedzy o jego życiu zawodowym, no to, jak najbardziej jestem na tak.
W postaci Stana Lee poruszyła mnie ta ciągła potrzeba pracy, tworzenia czegoś nowego; światów, bohaterów, ale także pomysł na wykreowanie siebie jako marki i jeszcze niesamowity kontakt z fanami. Był ikoną popkultury, ale dla tej popkultury cały czas pozostawał dostępny, odpisywał na listy, korespondował z fanami poprzez swoje komiksy, stronę internetową, czy media społecznościowe- cały czas był dla ludzi i z ludźmi… i to było niesamowite.
Tak wielki umysł, tak olbrzymie uniwersum. Praca z ludźmi, ten koszmar zwalniania współpracowników podczas słabszych lat, wejście w telewizje, kino… jest tego tak dużo i składa się na obraz człowieka, który najpierw bał się, że nie będzie w stanie utrzymać rodziny, przez co twardo brnął do przodu, by potem pracować i chcieć rozwijać się dalej… choć już nie musiał, choć był ikoną.
Poprzez opowieść o Lee dostajemy równocześnie obraz Stanów Zjednoczonych, rozrostu nowych branż, pojawienia się nowych mediów, ale także zasad działania korporacji, problemów z rozruszaniem biznesu. To daje nam pogląd nie tylko na to jak się to wszystko zaczynało, ale również pokazuje wewnętrzne mechanizmy działania tych firm, które znamy jedynie z ich dzieł finalnych jakimi są komiksy, książki, czy filmy!
To niesamowita biografia bo opowiada o niesamowitym człowieku. Dała mi odpowiedzi na wiele pytań, i sprawiła dużo przyjemności i jeszcze… radośnie uraczyła takim kopniakiem w tyłek, który to oznajmił mi, że trzeba pracować! Że trzeba walczyć o swoje i czasem, podjąć ryzyko… bo wielkie możliwości są na wyciągnięcie ręki!
Świat w którym żyjemy to kolorowe miejsce, ale dzięki Stanowi Lee paleta barw się powiększyła… i to w super- bohaterski, monumentalny i genialny, wręcz, sposób !
CzaCzytać.pl
STAN LEE 28.12.1922-12.11.2018