John Gwynne „Cień Bogów”
Z książkami to jest tak, że patrzysz na okładkę i wyobrażenie się w Twej głowie od razu rodzi. No to ja na Cień Bogów spojrzałam pierwszy raz i pomyślałam, że będzie przypakowany rycerz pomykał górą i doliną polując na smoka, a jak go ubije, to pojawi się kolejny (zapewne i smok i rycerz) i jeszcze jakaś panna nadobna i tak się będą ubijać i całować bez końca z tym smokiem w tle, co to się na końcu okaże być tym mądrzejszym od wszystkich rycerzy razem wziętych.
A tu? A gdzie tam! Wikingowy klimat mi się trafił! I to jaki! Twardy, brudny, brutalny, z bohaterami niosącymi na swych barkach niewyobrażalny bagaż naznaczony cierpieniem, zemstą i przekonaniami o tym co jest dobre, a co złe, a to wszystko w świecie w którym Bogowie pomarli, a jednak wciąż pozostają dziwnie żywi…
Jeden z Fabrycznych Autorów powiedział kiedyś, że jak książka nie wchodzi od początku to znaczy, że należy jej powiedzieć nie. Mnie Cień Bogów na początku przytłoczył. Jakoś tak mi było za ciężko, za wolno, zbyt nie wiem, szaro buro. Nie mogłam wejść w konwencje, myśliklatki mnie drażniły, no coś mi nie grało. Ale stwierdziłam, że idę dalej, bo John’a Gwynne’a nie znam, a może coś w zanadrzu kryje… I Bogu niech będą dzięki, bo historia się rozwija wybitnie, a wątek Orki skradł moje serce i wszystkie inne wnętrzności na raz.
Bohaterów jest troje i to oni prowadzą poszczególne rozdziały; Varg, Orka i Elvara. Każde z nich podąża inną drogą i dąży do innego celu. Gwynne łączy ich jednak światem i prawami nim rządzącymi. Wątki się uzupełniają by w końcu ukazać zaskakujące połączenie. Musicie wiedzieć, że Autor niezwykle mocno przywiązuje nas do postaci, wręcz zmusza do nieustannego myślenia o nich. Ja np. Orki nie mogłam wybić sobie z głowy, nie wiem czy dlatego, że jestem matką, czy może bo jest to tak dobrze napisane; możliwości jest sporo, ale nie potrafię wskazać tej jednej. Chyba dlatego, że ta powieść to mnóstwo dobrych składowych – wątków, momentów, dialogów- i one elegancko się uzupełniają tworząc bohaterów na miarę epickiej sagi. W każdym razie, co się Orka pojawiała, to miałam ochotę powrzaskiwać; biegnij! Wstań! Biegnij… i tak w kółko 😊 I bez przerwy
Teraz tak, ta książka to jest jeden wielki pojedynek, olbrzymia, nieokiełznana bitwa, szalona burza krwi, uderzeń, toporów wyrywanych z ciał. Świetnie to jest skonstruowane i bardzo realistycznie rozpisane, więc biorąc się za czytanie miejcie tego świadomość; jest dobrze, ale też, jest tego bardzo dużo.
Co do magii, to jest ona powiązana z mitologią i idealnie uzupełnienia samą opowieść. Sposób w jaki się objawia jest tak perfekcyjnie wpleciony w świat rzeczywisty, że odbiera się ją naturalnie; po prostu jest i każdy z jej aspektów przyjmuje się za pewnik.
To dobra książka. Dla mnie taka, którą odkrywa się powoli i docenia stopniowo, by na końcu się zachwycić.
A no i smok jest, ale kompletnie inny niż się spodziewałam; i bardzo dobrze 😀
CzaCzytać, bo nigdy nie wiesz, jakie zwierzę w Tobie siedzi…