Patricia Briggs „Wilczy Trop”
Miałam ochotę na Panią Briggs już od dawna, więc kiedy Fabryka ruszyła z serią Alfa i Omega, po krótkim rozpoznaniu, stwierdziłam, że czas najwyższy się z nią zmierzyć.
Jak wiecie moje pierwsze urban fantasy to Ilona Andrews; pokochałam ich pisanie miłością totalną i chyba właśnie przez tę dwójkę, moje początkowe przebijanie się przez Wilczy Trop było niczym droga przez mękę.
Dlaczego? A no przede wszystkim u duetu Andrews zawsze jest jakaś strona, czy zdanie przypominające czemu świat wygląda jak wygląda, wampiry są takie a takie, o co chodzi z Gromadą i wszystkie inne takie różne co to wyjaśniają czemu poszczególne elementy, czy zachowania wyglądają tak a nie inaczej. Dzięki temu bez względu na to przy którym tomie zaczniesz, to jest szansa, że się w nim odnajdziesz.
Briggs natomiast, kompletnie się w to nie bawi, waląc fabułą prosto z mostu, a Czytelnik, z tych co to zaczął nie po kolei, ma to brać na klatę i udźwignąć jeśli da radę. Jeśli nie da rady zapytacie? Cóż, pod koniec okazuje się, że poczucie straty pojawić się może, bo jest tam gdzieś taki moment, że pomimo, że wiele nie wiesz, nie rozumiesz i nie czujesz, to zaczyna Ci się ten klimat podświadomie podobać. To, że jest mocno, brutalnie, że ten świat wilkołaków jest tak niesłychanie surowy, rządzi się konkretnymi, nieznanymi mi jeszcze w pełni i niezmiennymi prawami, to są plusy, które każą mi podejrzewać, że opowieść rozwinie się w kierunku, który w mój gust wejść może.
Co do samej historii to mamy Annę z jednego stada i Charlesa z drugiego. Ona, wiodąc mało szczęśliwe życie, nie wie do końca kim jest, on natomiast, kim jest wie bardzo dobrze, ma niezwykle atrakcyjne pochodzenie i… Aparycję.
Ta dwójka trafia na siebie, po czym zaczyna się jatka, później ma miejsce zmiana lokacji, a następnie po niezwykle intrygującym, smutnawym wydarzeniu rodzinnym, rusza wyprawa no i… Się dzieje.
Wątek romantyczny jest taki póki co mało fascynujący, bo ona się boi, a on chce, ale szanuje, że ona nie chce. Dużo bardziej lubię te książkowe związki, które to na siebie warczą, to walczą o uczucie- tutaj mało mamy ekscytacji, ale zobaczymy jak się to rozwinie.
Jeśli chodzi o samo wilkołactwo, to trudno mi powiedzieć coś konkretnego, bo wielu rzeczy, po prostu nie rozumiem. „Wilk w nim” znaczy się, że co? Poznałam system przemiany, początki, liznęłam hierarchii itp., ale mam nadzieje, że uda mi się zagłębić w te stadne sprawy bardziej w kolejnym tomie, bo muszę przyznać, że ważne jest dla mnie to w jaki sposób Autor buduje środowiska w których bohater egzystuje, no i uwielbiam to umieszczanie fantastycznych elementów w tym „naszym” świecie. Im tego więcej tym lepiej.
Akcja taka dosyć umiarkowana, niby się dzieje, ale jakby brak dobrego tempa opowieści i chwilami się nudziłam, było lekko chaotycznie. Nie ciągnęło mnie do poznania finału jak szaleńca, ale byłam ciekawa jak się sprawy skończą. Taka ok historia, ale bez szału; choć pod koniec odpala mocniej i zaczyna się tę iskierkę nadziei dostrzegać.
Kolejny tom już czytam. Zobaczymy co z tego wyniknie i czy wciągnie mnie mocniej. Taka ilość fanów nie wzięła się znikąd i czuje, że historia tej dwójki ma jeszcze wiele do odkrycia.
CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo czy nie siedzi w nas bestia… 😉