Robert J. Szmidt „Szczury Wrocławia”
Mam brata, facet ma 15 lat i często dzwoni żebym zamówiła mu książki w mojej ulubionej księgarni internetowej. Dzięki temu przeczytałam wszystko Ricka Riodriona, Kroniki Wardorstone, czy Metro 2033. Ostatnio jednak, Młody kazał mi zamówić „Szczury Wrocławia”. Oczywiście musiałam sprawdzić co to i z czym się je.
Pomysł autora na zabijanie swoich czytelników i fanów stał się taką moją małą obsesją. Śmierć mnie przeraża, wizja końca spada na mnie od czasu do czasu, dlatego też, szukam jakiegoś sposobu na uzyskanie nieśmiertelności. Niestety nie jestem na tyle wybitna by pisały o mnie gazety, czy plotkowała telewizja, więc pozostaje mi znalezienie jakiegoś innego wyjścia. Jedyne i dość oczywiste, jak przedłużenie rodu, poprzez zrobienie sobie małego człowieka, jest już w planach, ale chciałabym zostać zapamiętana za samą siebie a pojawienie się w książce, jako radosny trup wydaje się genialnym pomysłem. Polubiłam profil Szczurów na facebooku i zaczęłam walczyć o zzombienie. Potem jednak zaczęłam się denerwować, że gram o coś a książka nie jest przeczytana. Co jeśli twórczość R. Szmidta mi po prostu nie podejdzie?
Podeszła, nie jest lekka i przyjemna, lekko toporna, ale jak przebrniesz to walczysz do końca.
Szczury Wrocławia to powieść o zarazie, zarazie która przerodzi się w apokalipsę (tak przynajmniej czuję). Akcja rozgrywa się we Wrocławiu w czasach PRL; wybucha epidemia czarnej ospy, a potem jest już tylko gorzej. Chorzy zmieniają się w żywe trupy.
Na tym opis fabuły zakończę, bo nie chcę nic zdradzać, ale po krótce co można w książce znaleźć;
- Jeśli lubisz zombiaki i wszelkich nieumarłych- książka jest dla ciebie
- Oprócz fanów, na kartach książki znajdują się znani i (nie)lubiani; np. Cyrankiewicz, Kubica, czy choćby młody Tusk
- Mamy tu świetnie oddany klimat epoki; jeśli więc PRL jest ci bliski; hordy Zomow-ców sprawią, że czytanie będzie przyjemnością
- Pomimo, że tematyka jest jakże mordercza, pojawiają się w książce elementy humorystyczne, które w moim przypadku powodowały wybuchy śmiechu, kwitowane dezaprobatą i nerwowym potrząsaniem głowy uroczych staruszek w tramwaju.
- Ciężko było mi się przedrzeć przez początek- dużo nazwisk, wątków, bohaterów. To nie jest książka w której poznajemy główną postać i towarzyszymy jej do końca. Jeśli zaczniesz i stwierdzisz, że jest trudno- walcz dalej, akcja się rozkręca i…
- Mamy tu mnóstwo zwrotów akcji, które powodują, że musisz dobić pozycję do końca. Rozprzestrzenianie się choroby w zupełnie inny, niż we wszystkich innych książkach sposób, było strzałem w dziesiątkę.
Z czystym sumieniem mogę więc walczyć o śmierć na kartach kolejnej książki Szmidta.